Koleżanka


19 września 2020, 21:39

Obecnie wszystko jest w porządku, dotarłam się z dziewczynami w pracy. W końcu przełknęły to, że młoda siksa nimi rządzi ;) Wielokrotnie rozmawiałyśmy z każdą z osobna na dosyć intymne tematy- strata matki, rozwody itp. Nie mają oporów, żeby pozwolić mi wsadzić rękę w ich czipsy czy ułamać sobie kawałek wafelka (a z innymi osobami to różnie bywało, bo ewidentnie się mnie brzydzili). Przez takie drobne gesty i otwartość w rozmowie naiwnie uwierzyłam, że traktują mnie normalnie. Ot, zwykła koleżanka z pracy. Kilka dni temu w trakcie rozmowy usłyszałam- "Emilka, wiesz, poszłabyś ze dwa razy tam na górkę do tego doktora od botoksów i od razu byś była inna! Inne włosy byś zrobiła i może by coś z ciebie było!". Całą rozmowę obróciłam w żart, ale gdy tylko mogłam uciekłam na papierosa. Bardzo walczyłam ze sobą, żeby się nie rozpłakać... Pytałam samą siebie, co powinnam jeszcze zrobić, żeby ktoś w końcu przestał próbować dawać mi dobre rady odnośnie wyglądu? Czy ktoś kiedyś uzna, że nie muszę już nic w sobie naprawiać? Że po prostu jestem miłym człowiekiem i nie liczy się to, jak bardzo jestem brzydka? Najgorsze jest to, że ta rada odnośnie wyglądu płynęła z dobroci serca, nie była w żaden sposób złośliwa... Myślałam, że koleżanka patrzy na mnie jak na normalną osobę, że może jednak wyolbrzymiam swoje wady... Ciekawostka: ja już byłam u tego lekarza. Zrobił to o co prosiłam, ale jego wzrok i uśmiech pełen politowania sprawił, że chciałam zapaść się pod ziemię. Nie jest to pierwszy doktor, który "coś ze mną robił". Na razie postanowiłam odpuścić mniejsze zabiegi, chcę uzbierać więcej pieniędzy i postawić na coś agresywniejszego... Bo zwykłe wypełniacze i tak nie pozwolą mi wyglądać normalnie... 

Moim marzeniem jest to, żeby inni nie zapamiętywali mnie po pierwszym spotkaniu... żeby ktoś czasem mnie z kimś pomylił. Chciałabym, żeby ludzie nie gapili się na mnie w sklepie, kiedy chcę kupić ładną sukienkę, żeby zagadał do mne ktoś inny niż najebany żul... Mam dosyć pytań o to, jak ja to robię, że jestem pewna siebie. Ludzie dziwią się, że mam takie lajtowe podejście do życia oraz że jednocześnie tak bardzo się angażuję i mam w tyle zdanie innych. Każdy zawsze mówi mi, że nie wyglądam na osobę, która mogłaby zrobić to czy tamto, że nie spodziewali się, że jestem tak otwarta. Heh... Wiem o co tak naprawdę chcą zapytać- jak ja to robię, że mimo takiego ryja nie stawiam się w roli niższej niż osoby atrakcyjne/normalne ;) To bardzo proste- mam dwie metody, które ciągle się przenikają: 

a) kiedy tylko się budzę staję się Emilką, którą zawsze chciałam być. Umiarkowanie ładną, o symetrycznej twarzy, nieco wyższą, o szczuplejszych kształtach. W nosie czuję nawet zapach perfum, którym pachnie moja druga półówka. Przytulam się do misia udającego osobę, którą kocham skrycie od 10 lat. Wstaję i delikatnie idę do łazienki, spoglądam w lustro, ale staram się widzieć w nim to, kim jestem we własnej wyobraźni- zwykłą kobietę. Maluję się skupiając się na poszczególnych elementach twarzy, uważam, żeby nie patrzeć na całość. Potem muszę na chwilę zejść na ziemię i zobaczyć czy każdy poprawiony element komponuje się z resztą. Potem znowu staję się ładna. Zakładam ciuchy, które dobierałam poprzedniego wieczora, kiedy obiektywnie patrzyłam na swoją rzeczywistą sylwetkę. Patrzę na siebie oczami wyobraźni, czuję, że wyglądam super i wychodzę do ludzi... Dopóki ktoś jest obok mnie jestem ładna. Staram się za wszelką cenę odgonić myśli o tym, że tak naprawdę wyglądam jak ogr, kiedy jednak sytuacja staje się krytyczna przechodzę do punktu niżej ;)

b) skoro tak naprawdę jestem taka brzydka i ogólnie beznadziejna, to co mi szkodzi odwalić manianę? Przecież i tak nikt nie traktuje mnie normalnie! Nie mam nic do stracenia. Jak totalnie spieprzę to najwyżej się zabiję i świat będzie piękniejszy :P Czego bym nie zrobiła to i tak jestem w dupie, więc muszę zrobić cokolwiek. I to cokolwiek zawsze się udaje... Mam gdzieś, że ktoś ustąpi mi, bo będzie mu mnie żal albo dlatego, że będzie zaskoczony tym, że takie coś miało odwagę negocjować w taki sposób. Jestem na dnie, ot zwykły pustak myślący, że kogokolwiek obchodzi jego istnienie. 

Opcja b) nie może trwać zbyt długo, bo ktoś mógłby się zorientować, że tak naprawdę jestem słaba... jak najszybciej staram się znówu być ładną Emilką. Wiem, że to jest pojebane... Tak naprawdę całe moje życie to kłamstwo, każde słowo wypowiadane jest przez osobę, którą nigdy nie byłam i raczej nigdy nie będę. Czuję obrzydzenie, kiedy ktoś otwiera się przede mną, a ja ciągle nie jestem sobą. Wiem jednak, że moje prawdziwe uczucia są zbyt ciężkie dla innych osób... Co taki ktoś miałby mi odpowiedzieć? Idź do chirurga plastycznego? Czy może kłamać prosto w oczy, że wcale nie jestem tak okropnie brzydka? Wystarczy, że ładna Emilka słyszy rady odnośnie wyglądu... Prawdziwa ja nie zniosłaby tego tak dobrze i nie umiałaby ukryć tego, co normalnie robi tylko wtedy, gdy zamknie drzwi od mieszkania. 

Dzisiaj po raz kolejny patrząc na prawdziwą siebie płakałam. Płakałam tak bardzo, że w środku czuję realny ból. Bycie nieatrakcyjną to nie tylko brak adoratorów, to także brak przyjaciół i znajomych... W pewnym wieku, kiedy wszyscy normalni mają już rodziny, nie jestem zbyt często potrzebna. Moja obecność jest niewygodna i krępująca. Po kilku drinkach pary zaczynają się do siebie tulić, a ja po prostu siedzę... Sama nie wiem czy wolę jak ktoś na siłę podtrzymuje rozmowę, w momencie kiedy inni myślą tylko o tym, co będą robić po powrocie do domu czy może jednak lepiej, jak każdy zajmie się tą osobą, którą kocha? Procenty wyzwalają w innych pytanie- czemu stawiam tylko na karierę, czemu nie chcę założyć rodziny? Gdyby tylko to był mój świadomy wybór, to bez wahania wolałabym normalną pracę i życie z bliską mi osobą... I znowu przychodzi analizowanie- czy oni naprawdę myśleli, że ktoś może mnie pokochać czy tylko chcieli być mili? 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz