Spotkałyśmy się


08 listopada 2020, 01:55

Przez półtora tygodnia chodziłam jak kula ognia. Wszystko działo się na raz. Spotkałam ją, krótka rozmowa, mogłam przypomnieć sobie najcudowniejsze elementy jej ciała. Potem telefon. Nowa oferta pracy. Kolejne przypadkowe spotkanie. Zapytała czy może chciałabym z nią dołczyć do marszu przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Odmówiłam. Wyobraziłam sobie, jak wszyscy świetnie się bawią, a ja muszę jednocześnie pilnować się, żeby nikt nie zorientował się, jak bardzo ją kocham oraz udawać, że jestem towarzyska. To było bardzo miłe z jej strony, chociaż i tak mój mózg od razu stwierdził, że pewnie odetchnęła z ulgą, kiedy odmówiłam ;) 



Dostałam premię w pracy, umówię się chyba na jakiś zabieg. Chociaż jak patrzę w lustro to pytam siebie- po co ci to dziewucho? Lepiej od razu idź się powiesić. Po tygodniu pełnym emocji, przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Z nową pracą na razie nic nie wiadomo, ona już pewnie nawet nie pamięta, że mnie spotkała po roku nieobecności, a ja znowu siedzę i czuję się chujowo. 



Nie chce mi się dzisiaj próbować. Nie chce mi się nawet marzyć. Tak bardzo chciałabym podzielić się z kimś tym, jak okropnie nie chcę istnieć. Ostatnio przyznałam się koleżance w pracy, dlaczego nie chcę mieć dzieci. Nie chcę, bo nie mam im nic dobrego do przekazania- ani genów, ani umiejętności, nie chciałabym kogoś krzywdzić.

 

Zrobiłam sobie zakupy- kupiłam perfumy, tulę się do nowej mięciutkiej poduszki i zastanawiam się czy właśnie tak powinno wyglądać moje życie? Nie mam sił by się zmienić, nie widzę światełka w tunelu, nie widzę nadziei. Przez większość czasu lecę na autopilocie, nie wiem dokąd zmierzam. Przeraża mnie to, jak mało czasu mi zostało. 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz