24 października 2020, 00:11
Środek sklepu, inni wybierają pomidory, macają winogrona, a ja stoję bojąc się, że zaraz upadnę na podłogę. Rozdzierający, żałosny ból, niczym z epoki romantyzmu. Ona nawet nie wie, że kocham ją od prawie 9 lat.
Wystarczyło jedno spojrzenie. Pojawiła się w zasięgu mojego wzroku i od razu mnie zaintrygowała. Patrzyła na moje dłonie, zaciekawił ją kolor lakieru do paznokci. To tak okropnie głupie... Poczułam jej zapach, ukradkiem obserwowałam ruchy. Po jakimś czasie nie potrafiłam myśleć już o nikim innym, tylko o niej. Widzimy się rzadko, jestem dla niej zwykłą osobą, której można powiedzieć dzień dobry, czasem wymienić kilka zdań. Nigdy nie odważę się powiedzieć co do niej czuję, z resztą ona pewnie nawet w 10% nie jest taka, jaką sobie ją wyobrażam. Marzenia o niej pozwoliły mi poradzić sobie z życiem w długim czasie bezsilności. Wyobrażałam sobie, że na mnie czeka, że zależy jej na mnie i na moim zdrowiu. Dziś znowu czuję jej zapach, robię wszystko, żeby zobaczyć ją chociaż raz w roku, przypomnieć sobie każdy ruch, którym tak bardzo mnie oczarowała. Chce mi się wyć. Wiem, że to tylko moje fantazje, ale dzięki nim potrafię funkcjonować... Moje życie istnieje tylko dzięki niej. Chciałabym, żeby była szczęśliwa, żeby nie musiała się o nic martwić, tylko w ten sposób mogę podziękować jej za to, jak wielką inspiracją stała się dla brzydkiego kaczątka.
Pisząc to dociera do mnie w jak wielkiej fikcji funkcjonuję i jak puste jest moje prawdziwe życie. Nie mam nic, oprócz marzeń.
Czasem czuję ciepło, jakby naprawdę była obok...