Archiwum wrzesień 2020, strona 1


Chcę po prostu spisać swoje myśli i wyrzucić...
19 września 2020, 19:44

5 latka w końcu nauczyła się wspinać na pralkę i zobaczyła swoje odbicie w lustrze, które wcześniej było poza zasięgiem jej wzroku. 

Nie wiem dlaczego w moim domu nie było żadnego elementu, w którym mogłam zobaczyć siebie. Nigdy wcześniej nie widziałam ani swojego zdjęcia, ani nawet zarysu ciała, którego byłam właścicielką. Pamiętam chwilową radość z tego, że po raz pierwszy zobaczę swoje odbicie w lustrze. Po cichu, tak żeby nikt nie widział, niezgrabnie weszłam na ledwo działającą pralkę. Byłam bardzo zdziwiona tym co zobaczyłam. Myślałam, że ujrzę jedną z tych dziewczynek, które spotykałam na podwórku czy może kogoś podobnego do tych widzianych w reklamach telewizyjnych. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak właśnie wyglądam. Patrzyłam na siebie ułamek sekundy i szybko zeskoczyłam zrzucając stary ręcznik, który ukrywał pordzewiałe elementy maszyny. Szybko uciekłam do pokoju i obiecałam sobie, że nie będę tym ohydnym odbiciem. Chciałam wierzyć, że to co widziałam, to tylko jakiś niesmaczny żart i że kiedy następnym razem zobaczę siebie to będę wyglądać inaczej. Nie wiem ile czasu minęło, ale pewnego dnia nie musiałam już na nic wchodzić, żeby widzieć swoje odbicie. Spełniły się moje najgorsze obawy- wciąż wyglądałam tak samo źle. Nigdy nie byłam wesołym dzieckiem, a wspomnienie o tym jak naprawdę wyglądam, wcale nie pomagało w tym, żeby cieszyć się beztroskim czasem. 

Kiedy dzisiaj o tym myślę jest mi bardzo żal tej małej osóbki, która nie umiejąc jeszcze się prawidłowo podpisać, była świadoma swojej nieatrakcyjności. Jednocześnie podziwiam ją, że tak dobrze umiała poradzić sobie z tym, jak się wtedy czuła.

II klasa podstawówki, przygotowania do Komunii Świętej. Bardzo bałam się mierzenia i przymiarek sukienki, w której przystąpię do sakramentu. Wiedziałam, że jestem grubsza niż reszta dzieci, ale wcale nie to było problemem u krawcowej. Okazało się, że mam bardzo krótką szyję, tak bardzo, że trzeba przerobić całą górę. Mama nie była zadowolona z tego, że będzie musiała dopłacić za przeróbki, o czym nie omieszkała mi powiedzieć... No ale co miała zrobić- musiała dopłacić, bo przecież w coś musiałam być ubrana. Ojciec w domu też nie był zadowolony. No a przecież trzeba było mi jeszcze kupić buty- one też nie mogły być standardowe, bo przecież miałam duże płaskostopie. 

Nie zliczę sytuacji, w których mój wygląd był problematyczny dla całej rodziny. Za gruba, ze zbyt rzadkimi włosami, których nijak nie dało się upiąć, żeby wyglądały znośnie. Potem dołączył trądzik. Mama była zadowolona, że sama dorosłam do tego, że muszę się malować do szkoły. W wieku 10 lat dostałam swój pierwszy puder i podkład. 

W V klasie mieliśmy całą klasą jechać na basen, bardzo tego nie chciałam. Wiedziałam, że mój strój kąpielowy będzie już na mnie za mały. Wstydziłam się czarwonych rozstępów na pupie, które tak brzydziły babcię. Mimo wszystko musiałam jechać, bo inaczej przyniosłabym wstyd matce, a ona już dość wstydziła się za mnie codziennie. 

Wiele razy słyszałam- "No cóż... Emilka wygląda jak wygląda, ale to jej wina. Taka się zrobiła i co poradzisz". Nie wierzyłam w to, że sama "zrobiłam siebie" brzydką i chyba dzięki temu nadal żyje. Wielokrotnie chciałam się zabić, ale nigdy nie miałam odwagi, żeby to zrobić. Jako 7-8 latka wymarzyłam sobie, że kiedyś ucieknę daleko, gdzie nikt nie będzie mnie znał, gdzie będą inni ludzie, którzy nie będą mnie oceniać ze względu na to, że mam krzywy nos i odstające uszy. Uciekłam i uciekam do dziś.