Archiwum 27 września 2020


Kolejny dzień żenady za mną
27 września 2020, 19:54

A w sumie to cały tydzień. 



Znowu niepotrzebnie wyszłam przed szereg w pracy. Nie wiem po co to zrobiłam... było olać sprawę. Wszystko skończyło się dobrze, ale ochroniłam tyłek pewnemu chujowi i całej firmie, a nawet nikt nie podziękował. A mogłam cicho patrzeć, jak świat płonie...



Koleżanka zachowywała się dziwnie, musiałam zrobić część jej pracy. Nie miałam z tym problemu, bo to tak naprawdę nic wielkiego. Później okazało się, że musiałam to przejąć, bo koleś leci na dziewczyny i daje im o tym znać w niewybredny sposób... Przecież żadna inna nie dałaby sobie z nim rady, ja byłam oczywistym wyborem. Spośród kilku kobiet poprosiła o pomoc akurat mnie. Można sobie tłumaczyć, że to może dlatego, że jestem "najwyższa stopniem", ale bądźmy szczerzy... Facet załatwił to, co miał załatwić, wyszedł lekko niepocieszony. Wodził wzrokiem za moimi koleżankami, ciężko było mi utrzymać jego uwagę. Mimo, że jestem do tego przyzwyczajona to i tak czułam się jak totalne gówno. Kiedy wyszedł usłyszałam: Dzięki! Przepraszam, że cię oderwałam od pracy! Ale widziałaś jaki z niego zbok... Nie było w tym żadnego podtekstu wobec mnie. To było naprawdę szczere podziękowanie. Potem koleżanki zaczęły rozmawiać o tym ilu facetów musiały spławiać, czułam, że zaraz spalę się ze wstydu. Ja jedyne kogo muszę odganiać to żuli, i to bynajmniej dlatego, że im się podobam- po prostu chcą fajkę. Przez całe moje życie tylko jeden chłopak chciał mój numer, miałam wtedy z 10 lat. Nie dałam mu go, bo bałam się, że chce go tylko po to, żeby z kolegami robić sobie ze mnie żarty... 

 

Czasem sobie myślę, że może przesadzam, że za bardzo doszukuję się w każdej pierdole potwierdzenia swojej brzydoty i ogólnego debilizmu. Niestety... Dzisiaj miałam chwilowo taki nastrój, że pomyślałam, że może nie jest ze mną aż tak źle, że może do czegoś jeszcze się nadam. Heh. Rozmowa telefoniczna z matką. Kuzynka bierze ślub. A ja nawet nie mam kolegi, który nie wstydziłby się ze mną pokazać publicznie. No i co ja teraz zrobię? W dodatku moja kuzynka studiowała z osobami, z którymi chodziłam do klasy w liceum. Z tymi "fajnymi" ludźmi. Ona była na ich weselach, więc oni też się pewnie zjawią. Pójdę bez pray? Przyniosę wstyd rodzinie, a sama chyba poderżnę sobie gardło w wc jeszcze zanim podadzą rosół. Nie pójdę- też źle, bo wszyscy domyślą się dlaczego mnie nie ma. Jest mi głupio za samą siebie... za to jakim człowiekiem, a raczej jakim stworzeniem jestem. Bez znajomych, bez chłopaka, dziewczyny... Kurwa ja nawet psa nie mam, bo boje się, że go nie ogarnę. Poza tym nie chcę, żeby siedział sam, kiedy ja będę po 10h w pracy. 

 

Jestem totalnym zerem. Nie mam nic. Staram się, ale i tak wszystko czego dotknę obraca się w gówno. Zastanawiam się co ja takiego zrobiłam, że teraz (a właściwie zawsze) mogę liczyć tylko na siebie. Nawet mordercy mają kogoś bliskiego, a ja po długim spacerze znowu siedzę i samotnie piję piwo, lajkując czyjeś relacje na fejsbuku.  

 

Wczoraj pomyślałam, że może wejdę na Roksę. Nawet nie wiem jakie tam są ceny. Ale przynajmniej ktoś chociaż na chwilę będzie blisko mnie...