Najnowsze wpisy


Nowa praca, nowe mieszkanie, ale problemy...
07 lutego 2021, 21:04

Pierwsze dwa dni płakałam. Nie zostałam zaakceptowana, był problem o wszystko. Pracuję z dwiema sukami, ale staram się nad sobą panować. 

 

Koleżanki niby mimochodem zaczeły mi opowiadać o zespole Turnera. Niby to nie było o mnie, ale... starałam udawać głupią, że nie wiem do czego piją. Szeroka szyja, niska linia włosów, niski wzrost, krótkie nogi... nie wiem może i faktycznie mam wadę genetyczną? Kurwa serio dożyłam momentu, w którym ktoś zasugerował mi wadę genetyczną. Mówiły mi o tym z 20 minut, opowiadały, że to nic strasznego. W sumie to, że w wieku prawie 30 lat nie mam dzieci może świadczyć o tym, że jestem bezpłodna, więc to też się wg nich zgadza. Płakać mi się chce. 

Czy naprawdę istnieje jakieś rozwiązanie? Czy jest szansa na to, że kiedyś ktoś popatrzy na mnie i po prostu odwróci wzrok i nie będzie mnie pamiętał? 

Nowy rok
01 stycznia 2021, 21:05

Sporo się u mnie dzieje, pisanie pracy, zmiana pracy, ogarnianie mieszkania, a i tak najważniejsze jest to, że znowu ją widziałam...

Sylwestra spędziłam samotnie, łudzę się, że to dlatego, że miałam pisać pracę. Heh. Prawda jest taka, że i tak nikt nie chciałby mnie zaprosić, ani odwiedzić. Udekorowałam trochę mieszkanie. Zrobiłam makijaż, ustawiłam statyw z taboretów i robiłam sobie zdjęcia, tak jakby to ktoś inny je robił. To takie okropnie żałosne. Nie chciałam stworzyć iluzji imprezy, a raczej tego, że jestem z kimkolwiek... Chciałam po prostu wyglądać ładnie, a raczej- wyglądać ładnie na zdjęciach. Umiem sobie zrobić dobre zdjęcie, takie na których wyglądam normalnie- nie jak monstrum. Potem i tak muszę wybierać te nieco gorsze od najlepszych, bo są jakieś granice żenady. I tak pewnie mają ze mnie bekę, że dodaje takie fotki... "Wyglądasz tu tak ładnie! Zupełnie jak nie ty!".

Na koniec roku zrobiłam sobie prezent- botoks i usta. Sam zabieg bardzo spoko, ale potem nie było przyjemnie. Czułam dyskomfort, lekki ból. Poszłam do pracy, laski patrzyły na mnie z zaciekawieniem, ale w mojej głowie już milion negatywnych myśli. I w sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że musiałam wydac 1000zł, żeby moje usta wyglądały tak jak ich, chociaż ich i tak wydają mi się pełniejsze. Zrobiło mi się strasznie przykro... 

Mam problemy, bo to nawet nie jest kurwa jeden problem. Nie radzę sobie w żadnej sferze, ani w uczuciowej, ani koleżeńskiej, w pracy też nie umiem się do końca dogadać. Jedyne co mi w miare wychodzi to zarabianie pieniędzy, chociaż i tu mam wiele zastrzeżeń. 

Szukam mieszkania, zastanawiam się jakie wybrać... Chyba wezmę ładniejsze, max 2 pomieszczenia+łazienka. Powinnam oszczędzać, ale nie wiem jak długo jeszcze pożyję, więc może chociaż pomieszkam w ładnym miejscu.

Boję się, minął rok i nadal jestem tą samą osobą. Żałosną i bez żadnych przyjaciół. Niby koleżanki z pracy są fajne, ale nie umiałabym poprosić ich o pomoc- bałabym się, że odmówią.

Byłam na święta w domu. Kurwa jak zwykle. Od razu jak weszłam ojciec wyśmiał mnie do matki za mój wygląd, ona też patrzyła na mnie jak nienormalna. Jak się napiła, to zapytała, czy mi się dzisiaj makijaż nie udał albo czy malowałam się w samochodzie. Miło. Nie było normalnego jedzenia, jeśli miałabym ochotę na ciasto to musiałabym poprosić ojca, żeby przyniósł mi go z lodówki w naszym innym domu. Nie chciałam prosić, bo wiedziałam z jaką reakcją by się to spotkało- "nie wystarczy ci już? nie najadłaś się jeszcze?". Czułam się okropnie upokorzona... dostałam okresu, więc mój i tak duży bęben był jeszcze bardziej widoczny. Nie chcę jechać tam na wielkanoc. Znowu czułam się jak przed wyprowadzką z domu, musiałam tłumaczyć się z głodu... ryczałam w kiblu, szczególnie jak znajomi wysyłali mi memy o serniczkach. To głupie płakać z powodu jedzenia, ale tu nie chodziło o to, że nie ma czegoś słodkiego. Chodziło o to, że okazało się, że znów mają nade mną totalną władzę, tak jak kiedyś. Chcieli mnie zmusić do proszenia o coś, co należy się każdemu, no i korzystając z okazji mogli mnie obrażać. Miałam 15 tys na koncie, a siedziałam i nie mogłam zjeść kanapki z tym, z czym miałam ochotę, nie mogłam zjeść pierdolonego ciasta, którym inni rzygali, bo wszystkie sklepy były pozamykane. Drugiego dnia świąt przypomniało mi się, że mam połowę batona w samochodzie to poszłam po niego i zjadłam po cichu w pokoju. Chciałam się spakować i wyjechać, ale nie umiałam zebrać się na odwagę. Potem jeszcze na koniec kłótnia z ojcem, który po raz kolejny oszukał mnie na kasę, no i matka obarczająca mnie winą za to, że psuję atmosferę. Ojebał mnie na 30k, a jedyne co potrafi powiedzieć matka to- "tak nie było". 

Mam żal do całego świata i do siebie, chuj wie o co, o to, że jestem brzydka i tłusta? O to, że zawsze czuję się niewystarczająca? Wiem, że to widać. Nawet jeśli dobrze się kamufluję, a inni tego świadomie nie zauważają, to i tak czują coś przez skórę. Jak mam pokochać siebie, jeśli nie dostaję pozytywnych bodźców z zewnątrz? Jak mam znaleźć przyjaciół, jeśli każda moja pomoc zawsze kończy się tak samo- "aaa no dzięki, nara"? Rozpierdala mnie ta bezczynność, to, że widzę jak inni zyskują coś, do czego ja nie potrafię się nawet zbliżyć. 

Rocznikowo mam 28 lat, co poza tym mam? Niewiele. Wiem, że jestem próźna. Nowe usta i wygładzone czoło dały mi tyle radości... Chciałabym cieszyć się z czegoś głębszego, ale z czego? 

Uciekam. Tak bardzo chciałabym, żeby ktoś mnie zatrzymał, ale to nie jebana bajka disneya i jedyne co mnie spotka to opierdol, że nie zamknęłam za sobą drzwi.

Spotkałyśmy się
08 listopada 2020, 01:55

Przez półtora tygodnia chodziłam jak kula ognia. Wszystko działo się na raz. Spotkałam ją, krótka rozmowa, mogłam przypomnieć sobie najcudowniejsze elementy jej ciała. Potem telefon. Nowa oferta pracy. Kolejne przypadkowe spotkanie. Zapytała czy może chciałabym z nią dołczyć do marszu przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Odmówiłam. Wyobraziłam sobie, jak wszyscy świetnie się bawią, a ja muszę jednocześnie pilnować się, żeby nikt nie zorientował się, jak bardzo ją kocham oraz udawać, że jestem towarzyska. To było bardzo miłe z jej strony, chociaż i tak mój mózg od razu stwierdził, że pewnie odetchnęła z ulgą, kiedy odmówiłam ;) 



Dostałam premię w pracy, umówię się chyba na jakiś zabieg. Chociaż jak patrzę w lustro to pytam siebie- po co ci to dziewucho? Lepiej od razu idź się powiesić. Po tygodniu pełnym emocji, przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Z nową pracą na razie nic nie wiadomo, ona już pewnie nawet nie pamięta, że mnie spotkała po roku nieobecności, a ja znowu siedzę i czuję się chujowo. 



Nie chce mi się dzisiaj próbować. Nie chce mi się nawet marzyć. Tak bardzo chciałabym podzielić się z kimś tym, jak okropnie nie chcę istnieć. Ostatnio przyznałam się koleżance w pracy, dlaczego nie chcę mieć dzieci. Nie chcę, bo nie mam im nic dobrego do przekazania- ani genów, ani umiejętności, nie chciałabym kogoś krzywdzić.

 

Zrobiłam sobie zakupy- kupiłam perfumy, tulę się do nowej mięciutkiej poduszki i zastanawiam się czy właśnie tak powinno wyglądać moje życie? Nie mam sił by się zmienić, nie widzę światełka w tunelu, nie widzę nadziei. Przez większość czasu lecę na autopilocie, nie wiem dokąd zmierzam. Przeraża mnie to, jak mało czasu mi zostało. 

Dzięki temu poradziłam sobie ze sobą
24 października 2020, 00:11

Środek sklepu, inni wybierają pomidory, macają winogrona, a ja stoję bojąc się, że zaraz upadnę na podłogę. Rozdzierający, żałosny ból, niczym z epoki romantyzmu. Ona nawet nie wie, że kocham ją od prawie 9 lat. 

 

Wystarczyło jedno spojrzenie. Pojawiła się w zasięgu mojego wzroku i od razu mnie zaintrygowała. Patrzyła na moje dłonie, zaciekawił ją kolor lakieru do paznokci. To tak okropnie głupie... Poczułam jej zapach, ukradkiem obserwowałam ruchy. Po jakimś czasie nie potrafiłam myśleć już o nikim innym, tylko o niej. Widzimy się rzadko, jestem dla niej zwykłą osobą, której można powiedzieć dzień dobry, czasem wymienić kilka zdań. Nigdy nie odważę się powiedzieć co do niej czuję, z resztą ona pewnie nawet w 10% nie jest taka, jaką sobie ją wyobrażam. Marzenia o niej pozwoliły mi poradzić sobie z życiem w długim czasie bezsilności. Wyobrażałam sobie, że na mnie czeka, że zależy jej na mnie i na moim zdrowiu. Dziś znowu czuję jej zapach, robię wszystko, żeby zobaczyć ją chociaż raz w roku, przypomnieć sobie każdy ruch, którym tak bardzo mnie oczarowała. Chce mi się wyć. Wiem, że to tylko moje fantazje, ale dzięki nim potrafię funkcjonować... Moje życie istnieje tylko dzięki niej. Chciałabym, żeby była szczęśliwa, żeby nie musiała się o nic martwić, tylko w ten sposób mogę podziękować jej za to, jak wielką inspiracją stała się dla brzydkiego kaczątka. 

 

Pisząc to dociera do mnie w jak wielkiej fikcji funkcjonuję i jak puste jest moje prawdziwe życie. Nie mam nic, oprócz marzeń.

Czasem czuję ciepło, jakby naprawdę była obok...

Człowiek burrito
13 października 2020, 22:35

Obudziłam się, kołdra otulała mnie tak, jakby inny człowiek faktycznie był przy mnie. Z tej samotności mam już zwidy :P 

Ciągle próbuję nawiązać jakieś relacje w internecie- bo na żywo nie mam na to widoków. Kiedyś miałam więcej do powiedzenia, dzisiaj każde zdanie wydaje mi się zbyteczne. Zapętliłam się w swojej sytuacji. To, że kiedyś chciałam być emo nie było przypadkowe :) eh. Nie pierdol. Weź się do roboty.